Codziennie siedem r贸偶 lub wi臋cej jeszcze, A ja my艣l臋, 偶e 艁atwo da膰, lecz trudno wzi膮膰, Nieraz bywa, 偶e bra膰 nie warto. Znacznie milej dawa膰 jest, mie膰 szeroki gest. 艁atwo da膰, lecz trudno wzi膮膰, W 偶yciu nieraz bywa jak w kartach, A chyba wiesz, 偶e w tej grze ka偶dy as bierze raz, Tylko raz. Niczego wzi膮膰 od ciebie nie chc臋, Jeszcze raz Lyrics: Gumy si臋 sko艅czy艂y, kicia, s艂yszysz? / Zakompleksia艂e, sorry, zakompleksione / Ma艂e kutasy nigdy nie widzia艂y Toblerone, oh yeah / Co jest W艂odek? Mamy tutaj problem Buck! Jeszcze dzisiaj wracasz tam! Buck: O czym Ty, do cholery, m贸wisz?! Blanche: Musisz by膰 cierpliwy, skarbie, i zaufa膰 musisz mi. Bo prawdziwe szcz臋艣cie znajdziesz, gdy nie musisz ba膰 si臋 glin. Nie za艂amuj si臋, kochanie, musisz wzi膮膰 si臋 w gar艣膰. Buck! Jeszcze dzisiaj wracasz tam! Buck: Ale Ty nie masz poj臋cia jak tam jest A mo偶e by tak jeszcze raz Smole艅 Jeszcze raz - Brightness "Czas ju偶 nie ucieknie nam A nas nic nie zatrzyma Wiem to tak jak pierwszy raz Czuje jak co艣 sie zaczynaZnowu przyjdzie ten czas Szalonej zabawy Mo偶esz zn贸w robi膰 co chcesz Refren:Jeszcze raz, jeszcze dwa" Dziennik Sport. Sport to regionalny dziennik sportowy wydawany w Katowicach, kt贸ry istnieje na rynku nieprzerwanie od 1945 roku. Od stycznia 2021 roku wydawc膮 dziennika jest Gremi Media S.A. Dziennikarze Sportu s膮 obecni na najwa偶niejszych 艣wiatowych i og贸lnopolskich imprezach sportowych. Jeszcze raz zata艅czymy jak za dawnych lat Jeszcze raz w ta艅cu obr贸cimy ca艂y nas 艣wiat Jeszcze raz - serce moje, twoje d艂onie, o tak Jeszcze raz - prosz臋 moja mi艂a, uwierz w nas! jak za dawnych laty pom贸wmy tulmy, ca艂ujmy si臋 dzi艣 pociesz mnie, gdy b臋d臋 smutny prosz臋 ci臋 jak za dawnych laty pom贸wmy tulmy, ca艂ujmy si臋 dzi艣 caX6. W pi膮tkowe popo艂udnie min臋艂a艣 tablic臋 z napisem 'Gda艅sk' i zacz臋艂a艣 si臋 zastanawia膰, po co w艂a艣ciwie wsiad艂a艣 w samoch贸d i po co tutaj przyjecha艂a艣. Opu艣ci艂a艣 kilka wa偶nych dla Ciebie os贸b, ale przez Twoj膮 przeprowadzk臋 kontakt tak czy inaczej si臋 nie urwa艂. Gda艅sk by艂 dla Ciebie drugim domem. Przenios艂a艣 si臋 tutaj kilka lat temu na studia, zostawiaj膮c ukochane Mr膮gowo. Dwa lata temu obroni艂a艣 prac臋 magistersk膮 a nied艂ugo potem znalaz艂a艣 prac臋. By艂o idealnie - mieszkanie blisko pla偶y, przyjaci贸艂ki za 艣cian膮 i wolne serce. W pa藕dzierniku jednak ucieka艂a艣 st膮d w po艣piechu, by zapomnie膰. Wiadomo - nie ma jak u mamy, a Twoja mama od zawsze by艂a dla Ciebie oparciem. Te kilka miesi臋cy temu przyj臋艂a Ci臋 ponownie pod swoje skrzyd艂a i otoczy艂a opiek膮, jakiej w tedy potrzebowa艂a艣. Nie m贸wi艂a, 偶e jeste艣 g艂upia i naiwna. Nie m贸wi艂a, 偶e wiedzia艂a jak ta ca艂a sytuacja si臋 sko艅czy. Nie wypomina艂a Ci Twoich b艂臋d贸w. Po prostu by艂a. Ukochane miasto, rodzina, przyjaciele z dzieci艅stwa - to pomog艂o Ci przesta膰 my艣le膰 o g艂upotach pope艂nionych w Gda艅sku. Nie mia艂a艣 problemu ze znalezieniem pracy w zawodzie i wszystko zacz臋艂o si臋 ponownie uk艂ada膰. Tylko Marta cz臋sto wisia艂a Ci na s艂uchawce j臋cz膮c, 偶e razem z Olg膮 t臋skni膮 za Tob膮. Dlatego postanowi艂a艣, 偶e w pierwszy wolny weekend odwiedzisz swoje dziewczyny. S艂o艅ce 艣wieci艂o mocno i w艂a艣ciwie to cieszy艂a艣 si臋, 偶e tutaj jeste艣, bo b臋dziesz mog艂a wyci膮gn膮膰 dziewczyny na Wasz膮 ulubion膮 pla偶臋. Piwo, szum morza i ploteczki. Stukaj膮c palcami w kierownic臋, w rytm melodii piosenki wygrywanej przez radio, czeka艂a艣 na zmian臋 艣wiate艂. Z prawej strony podjecha艂 jaki艣 du偶y samoch贸d, a kiedy odwr贸ci艂a艣 g艂ow臋 w jego stron臋 za kierownic膮 zauwa偶y艂a艣 znajom膮 twarz. Patrzy艂a艣 kilka sekund na Bartka, przypominaj膮c sobie jak mocno go polubi艂a艣 w tak kr贸tkim czasie. Mia艂a艣 wra偶enie, 偶e wyczu艂 Twoje spojrzenie na sobie i odwr贸ci艂 si臋. Zamruga艂 zdziwiony i u艣miechn膮艂 si臋 szeroko machaj膮c Ci. Odwzajemni艂a艣 gest i ruszy艂a艣, bo mia艂a艣 zielone 艣wiat艂o. Z jednej strony fajnie go by艂o zobaczy膰, z drugiej zaraz pewnie zadzwoni do kogo trzeba i wypapla, 偶e jeste艣 w mie艣cie. Nie umia艂 trzyma膰 j臋zyka za z臋bami. Jak dobrze, 偶e przyjecha艂a艣 na kr贸tko. Mo偶e nigdzie go nie spotkasz. Od rana siedzia艂y艣cie na pla偶y 艣miej膮c si臋 i wyg艂upiaj膮c, korzystaj膮c z genialnej pogody. Nawet w przyp艂ywie totalnej g艂upawki przy艂膮czy艂y艣cie si臋 do grupki graj膮cej w siatk贸wk臋. Twoje umiej臋tno艣ci pozostawia艂y wiele do 偶yczenia, ale przecie偶 nigdy tak na prawd臋 nikt Ci臋 grania nie uczy艂. Nawet on rok temu twierdzi艂, 偶e lepiej Ci idzie dopingowanie jego koleg贸w przed telewizorem ni偶 odbijanie na pla偶y. I chocia偶 Ty upiera艂a艣 si臋 by bra膰 pi艂k臋 za ka偶dym razem, kiedy szli艣cie nad morze, wiedzia艂a艣 偶e nawet w 25% tak dobrze jak on nigdy odbija膰 nie b臋dziesz. Teraz te偶 sprawia艂o Ci to ogromn膮 rado艣膰. A kiedy jeden z ch艂opak贸w rzuci艂 tekstem, 偶e tej wystawy to m贸g艂by Ci pozazdro艣ci膰 rozgrywaj膮cy Trefla wybuchn臋艂a艣 艣miechem. Taaaak, na pewno by艂by ucieszony, gdyby us艂ysza艂 偶e kto艣 por贸wna艂 Ci臋 do niego. Ca艂y dzie艅 na pla偶y zostawi艂 艣lad w Twoim ciele w postaci lekko zaczerwienionej sk贸ry, ale nie zamierza艂a艣 z tego powodu zamkn膮膰 si臋 w mieszkaniu. Wr臋cz przeciwnie - ruszy艂y艣cie we tr贸jk臋 do Waszej ulubionej restauracji, jak w ka偶d膮 sobot臋 kiedy mieszka艂a艣 w Gda艅sku. Usiad艂y艣cie na tarasie i czekaj膮c na sw贸j posi艂ek popija艂y艣cie wino. I wszystko by艂oby idealnie, gdyby艣 nie us艂ysza艂a m臋skiego 艣miechu, kt贸rego w艂a艣cicielem by艂 spotkany wczoraj Bartosz. A zaraz potem drugiego... 艢miechu m臋偶czyzny, kt贸ry udawa艂 tylko, 偶e Ci臋 kocha. M臋偶czyzny, kt贸ry nawet nie zdawa艂 sobie pewnie sprawy, 偶e Ci臋 skrzywdzi艂. Tak Grzesiu, pomy艣la艂a艣, z艂ama艂e艣 mi serce. Olga zauwa偶y艂a 偶e spi臋艂a艣 si臋, a u艣miech znikn膮艂 z Twojej twarzy. Na prawd臋 ostatni膮 rzecz膮 o jakiej marzy艂a艣 by艂o to, by go spotka膰. Wini艂a艣 Bartka, bo gdyby nie on, to ten drugi nie wiedzia艂by 偶e przyjecha艂a艣. Ale wini艂a艣 te偶 sam膮 siebie - gdzie mo偶na Ci臋 by艂o z艂apa膰 w sobotnie wieczory, jak nie w restauracji w Livalu? Gdyby艣 tylko wybra艂a inny lokal... Marta unios艂a kpi膮co brwi wbijaj膮c wzrok w osob臋 stoj膮c膮 za Tob膮. Olga zacisn臋艂a d艂o艅 na kieliszku. Nie chcia艂a艣 si臋 odwraca膰. Nie po to uciek艂a艣 od niego bez wyja艣nie艅, by teraz spojrze膰 mu w oczy. - Natalka... - us艂ysza艂a艣 nad g艂ow膮. Wbi艂a艣 paznokcie we wn臋trze d艂oni, zaciskaj膮c pi臋艣膰. Z艂o艣膰 zaczyna艂a w Tobie buzowa膰. - Dzi臋ki Bartek, fajny z Ciebie kolega. - mrukn臋艂a艣 zamykaj膮c oczy. - Natu艣, przecie偶 wiesz jaki on jest. - zaj臋cza艂 wywo艂any do tablicy siatkarz. - Daj mi kilka minut, chc臋 z Tob膮 tylko porozmawia膰. - Grzegorz dalej sta艂 za Tob膮. Po艂o偶y艂 d艂onie na oparciu krzes艂a, nieznacznie dotykaj膮c Twojej sk贸ry. Odsun臋艂a艣 si臋 gwa艂townie, jakby to roz偶arzony w臋giel, a nie jego palce musn臋艂y odkryty kawa艂ek Twojego cia艂a. - Gregor, stra膰 si臋, ok? Nie widzisz, 偶e ona nie chce... - odezwa艂a si臋 buntowniczo Olga. - Niech sama mi to powie. - przerwa艂 jej stanowczo. - Nie zepsujesz mi tego wieczoru! - warkn臋艂a艣 rzucaj膮c serwetk膮 o talerz. Odsun臋艂a艣 brutalnie krzes艂o, a偶 podskoczy艂. - Rozmawiaj. - Mo偶emy na osobno艣ci? - zapyta艂, a wtedy spojrza艂a艣 na niego po raz pierwszy. Prze艂kn臋艂a艣 g艂o艣no 艣lin臋 widz膮c jego idealnie niebieskie oczy. Gdyby nie to, 偶e by艂a艣 cholernie w艣ciek艂a wy艣mia艂aby艣 to, jak zar贸s艂. Dalej wygl膮da艂 poci膮gaj膮co, tak jak wtedy kiedy pierwszy raz si臋 spotkali艣cie. Otrz膮sn臋艂a艣 si臋 lekko, spojrza艂a艣 mu twardo w oczy i ruszy艂a艣 przed siebie na promenad臋. Usiad艂a艣 na pierwszej wolnej 艂awce, zaplataj膮c r臋ce na piersi. Po chwili znalaz艂 si臋 obok Ciebie, opieraj膮c 艂okcie o kolana. Patrzy艂 na Ciebie lekko przekrzywiaj膮c g艂ow臋. - Czemu wyjecha艂a艣? Bez s艂owa? - zapyta艂 po cichu. - Masz czelno艣膰 si臋 jeszcze o to pyta膰? - prychn臋艂a艣 rozbawiona, kr臋c膮c g艂ow膮 z niedowierzania. - Nati, ja na prawd臋 nie wiem co zrobi艂em 藕le, czego nie zrobi艂em albo co powiedzia艂em nie tak... Przez te wszystkie miesi膮ce nie odzywa艂a艣 si臋, nie dawa艂a艣 znaku 偶ycia. Nie wiedzia艂em gdzie jeste艣, czy jeste艣 ca艂a i zdrowa. Dostawa艂em sza艂u, bo si臋 martwi艂em o Ciebie! Zrozum, 偶e wyrwa艂a艣 mi serce, kiedy tak po prostu znikn臋艂a艣. Wyrwa艂a艣, zdepta艂a艣 i zostawi艂a艣. - g艂os mu zadr偶a艂 i ucich艂. Poczu艂a艣 si臋 troch臋 winna, bo nie my艣la艂a艣, 偶e kiedykolwiek us艂yszysz takie s艂owa. Przecie偶 to nie on mia艂 czu膰 si臋 pokrzywdzony, tylko Ty. To nie Ty wymienia艂a艣 czu艂e u艣ciski i poca艂unki ze swoim by艂ym przed jego domem, tylko on ton膮艂 w ramionach tej ca艂ej Joli, z kt贸r膮 zerwa艂 zanim Ci臋 pozna艂. Tylko czemu czujesz si臋 teraz tak fatalnie? - Ja Ci臋 dalej kocham, Nati. - szepn膮艂 spuszczaj膮c g艂ow臋. - Nie m贸w tak, to nie prawda. - zacisn臋艂a艣 mocno powieki. - Wr贸膰 do mnie... - Dobrze wiesz, 偶e to nie mo偶liwe. - przygryz艂a艣 warg臋 staraj膮c si臋 nie wybuchn膮膰 p艂aczem. - Dlaczego? Powiedz mi chocia偶, czemu mnie zostawi艂a艣? - Bo Ty podj膮艂e艣 decyzj臋... - Jak膮 niby? - ze zdziwienia a偶 si臋 wyprostowa艂. - 呕e wolisz j膮 ode mnie. - warkn臋艂a艣 czuj膮c, 偶e zaraz przestaniesz si臋 kontrolowa膰. To bola艂o. Ta ca艂a rozmowa, jego obecno艣膰 i cholerne poczucie winy, 偶e chocia偶 troch臋 go skrzywdzi艂a艣. Zerwa艂a艣 si臋 z 艂awki, ale nie odesz艂a艣 bo z艂apa艂 Ci臋 za nadgarstek. Wsta艂 i spojrza艂 na Ciebie z g贸ry. Chcia艂a艣 odwr贸ci膰 twarz, ale uj膮艂 j膮 w obie d艂onie zmuszaj膮c, by膰 patrzy艂a mu w oczy. Oczy, z kt贸rych bi艂a niesamowita pewno艣膰 siebie. - Powiedz, 偶e mnie ju偶 nie kochasz, a dam Ci spok贸j. - Grzegorz... - Powiedz! - Ja... - urwa艂a艣, nie wiedz膮c co masz mu tak na prawd臋 do powiedzenia. Dalej go kocha艂a艣, chocia偶 troch臋, ale stara艂a艣 si臋 to uczucie zabi膰. Bezskutecznie. - Nigdy nie by艂o innej kobiety, kiedy Ty zajmowa艂a艣 miejsce w moim sercu. Dalej tak jest, dalej kocham Ciebie. - powiedzia艂 twardo. - Mhm, jasne, widzia艂am jak si臋 z ni膮 ob艣ciskiwa艂e艣. Ludzie, kt贸rzy ze sob膮 zerwali nie ca艂uj膮 si臋 na 艣rodku ulicy. - wypali艂a艣 jak z armaty. Zdezorientowany zamruga艂 szybko. - Co? Kiedy? - Dzie艅 przed moim wyjazdem. - Nati, to nie tak... - u艣miechn膮艂 si臋 krzywo g艂adz膮c Tw贸j policzek. - A jak?! - wrzasn臋艂a艣 wyrywaj膮c mu si臋. - Jak do cholery? To chyba jasne?! - Jolka wyje偶d偶a艂a, chcia艂a si臋 tylko po偶egna膰. Dobrze wiesz, 偶e nie rzucali艣my si臋 sobie do garde艂, tylko zachowywali艣my si臋 normalnie. Ile razy spotkali艣my j膮 przypadkowo? Widzia艂a艣 wtedy jak jest mi臋dzy nami, a raczej 偶e niczego ju偶 nie ma. Gdyby艣 mnie wtedy tylko zapyta艂a powiedzia艂bym Ci dok艂adnie to samo. - I mam Ci w to uwierzy膰, tak? - obj臋艂a艣 drobnymi d艂o艅mi swoje ramiona, wlepiaj膮c w niego wilgotne oczy. Zapanowa艂a cisza. Wpatrywali艣cie si臋 w siebie przez d艂u偶sz膮 chwil臋, tylko 偶e Ciebie coraz bardziej z偶era艂o poczucie winy. Widzia艂a艣 rozczarowanie, zw膮tpienie i b贸l na jego twarzy. Nigdy wcze艣niej nie patrzy艂 na Ciebie z takim smutkiem w oczach. Dotar艂o do Ciebie, 偶e to Twoja wina. 呕e to Ty pope艂ni艂a艣 b艂膮d, nie daj膮c mu wtedy cho膰by cienia szansy wyt艂umaczenia tej sytuacji. Przecie偶 on nawet nie wiedzia艂, 偶e widzia艂a艣 go z Jol膮! Zepsu艂a艣 co艣, na co oboje pracowali艣cie prawie rok. Co艣, co nigdy wi臋cej mo偶e si臋 nie powt贸rzy膰. Rozbi艂a艣 zwi膮zek, w kt贸rym by艂o Ci tak dobrze, odrzuci艂a艣 cz艂owieka kt贸ry dawa艂 Ci tyle mi艂o艣ci, przez g艂upie nieporozumienie. Nastawi艂a艣 przeciwko niemu nie tylko siebie, ale i swoje przyjaci贸艂ki i mam臋. To Ty jeste艣 t膮 z艂膮. To Ty powinna艣 przeprasza膰, a nie on. Przygryz艂a艣 dr偶膮c膮 warg臋, kiedy zrezygnowany usiad艂 z powrotem na 艂awce. Odetchn膮艂 g艂臋boko przeczesuj膮c przyd艂ugie czarne w艂osy. - Wr贸c臋 do dziewczyn... - powiedzia艂a艣 cicho. - Powiedz mi tylko... Czy Ty mnie w og贸le kocha艂a艣? - zapyta艂 unosz膮c wzrok. Tego by艂o za wiele. Zrobi艂o Ci si臋 gor膮co, a 艂zy nap艂yn臋艂y do Twoich oczu. Odwr贸ci艂a艣 si臋, 偶eby nie widzia艂 jak p艂aczesz. Cudowny wiecz贸r i weekend w Gda艅sku przerodzi艂 si臋 w koszmar, kt贸rego tak bardzo nie chcia艂a艣 prze偶ywa膰. - Czyli nie. - szepn膮艂. Poci膮gn膮艂 nosem i warkn膮艂 kilka przekle艅stw. - Szkoda, 偶e zrobi艂a艣 ze mnie idiot臋. Po jak膮 choler臋 w og贸le ci膮gn臋艂a艣 t臋 fars臋, co? Bo chcia艂a艣 mie膰 znanego faceta? - Grzesiu, ja... Ja Ci臋 kocha艂am i nadal... - Nie Natka, nie kocha艂a艣. Je偶eli mi nie ufa艂a艣 to r贸wnie偶 mnie nie kocha艂a艣. - przerwa艂 Ci stanowczo. Smutek z jego twarzy znikn膮艂, ust臋puj膮c miejsca irytacji. Z zaci艣ni臋tymi ustami wsta艂 i ruszy艂 przed siebie. Sta艂a艣 jak wryta obserwuj膮c, mi艂o艣膰 Twojego 偶ycia, kt贸ra coraz bardziej si臋 oddala艂a. Chcia艂a艣 za nim biec, rzuci膰 mu si臋 na szyj臋 i przeprasza膰 go tak d艂ugo, a偶 Ci wybaczy. B艂aga膰, by pozwoli艂 wr贸ci膰 Ci do jego serca. Czu艂a艣, 偶e jednak nie ma na to szans. Mimo to ruszy艂a艣 szybkim krokiem za nim, a kiedy by艂 na wyci膮gni臋cie r臋ki z艂apa艂a艣 go za koszulk臋. - Hej, poczekaj! Stan膮艂, ale nie odwr贸ci艂 si臋. Przetar艂 twarz d艂oni膮, a Ty westchn臋艂a艣 g艂臋boko. - Pos艂uchaj mnie, prosz臋 tylko o to. To jak zareagowa艂am przed chwil膮 mog艂o wygl膮da膰 藕le, ale ja na prawd臋 co艣 do Ciebie czu艂am. Nie umia艂abym by膰 z Tob膮, gdyby艣 nic dla mnie nie znaczy艂. Ja po prostu... - urwa艂a艣, kiedy jednak odwr贸ci艂 si臋 powoli. Wpatrywa艂a艣 si臋 w niego przez chwil臋 偶eby go zapami臋ta膰, bo mia艂a艣 wra偶enie, 偶e widzisz go po raz ostatni. - Przepraszam, 偶e Ci臋 skrzywdzi艂am, nie chcia艂am tego. Przepraszam, 偶e wywr贸ci艂am Tw贸j 艣wiat do g贸ry nogami. Przepraszam za moj膮 g艂upot臋 i... Zawsze b臋dziesz dla mnie wyj膮tkow膮 osob膮, Grzesiu. - Przesta艅 p艂aka膰. - szepn膮艂, powoli i nie艣mia艂o obejmuj膮c Ci臋 ramionami. - Wybaczysz mi kiedy艣? - wymamrota艂a艣 prosto w jego tors. Nic nie odpowiedzia艂, opar艂 tylko brod臋 o Twoj膮 g艂ow臋 i mocniej Ci臋 do siebie przycisn膮艂. Poczu艂a艣 si臋 jeszcze bardziej beznadziejnie. Odsun膮艂 Ci臋 lekko od siebie, 偶eby m贸c spojrze膰 Ci w oczy. U艣miechn膮艂 si臋 krzywo ocieraj膮c Twoje mokre policzki, a potem poca艂owa艂 w czo艂o. - Odwiedzaj mnie tutaj czasem, ok? - poprosi艂 艣ciskaj膮c Twoje d艂onie. Pokiwa艂a艣 twierdz膮co g艂ow膮, ale co pomy艣la艂a艣, to Twoje. Teraz kiedy ju偶 wszystko mi臋dzy Wami sko艅czone on znajdzie sobie kogo艣, a Ty... Nie wytrzymasz widz膮c go z jak膮艣 inn膮 kobiet膮. Na zwyk艂e po偶egnalne u艣ciski z Jol膮 zareagowa艂a艣 gwa艂townie. Teraz, kiedy ca艂a sytuacja si臋 wyja艣ni艂a nie wyobra偶a艂a艣 sobie, 偶e b臋dziesz mog艂a ot tak go odwiedzi膰 i patrze膰, jak kto艣 inny ni偶 Ty l膮duje w jego ramionach i dostaje ca艂usa w policzek. Usiad艂a艣 przy stoliku nie patrz膮c na dziewczyny. Wypi艂a艣 duszkiem wino z kieliszka i poprosi艂a艣 o dolewk臋. Olga od razu zbombardowa艂a Ci臋 gradem pyta艅. Marta przygl膮da艂a si臋 Wam lekko zszokowana. Kiedy zjawi艂 si臋 kelner z Twoim winem drapn臋艂a艣 je od niego i wypi艂a艣 r贸wnie szybko co poprzednie. Poprosi艂a艣 o kolejny kieliszek, a protestuj膮c膮 Olg臋 uciszy艂a艣 gestem. - Natka, do cholery, ogarnij si臋! Co on Ci tym razem zrobi艂? - Raczej co ja jemu zrobi艂am. - mrukn臋艂a艣. - Nie rozumiem... - On mnie kocha, ja go kocham, ale nigdy wi臋cej ze sob膮 nie b臋dziemy. A wiesz czemu? - wlepi艂a艣 wzrok w przyjaci贸艂k臋, kt贸ra skrzywi艂a si臋 i spojrza艂a na Ciebie jak na wariatk臋. - Bo widzisz Olgu艣, to nie jego wina, tylko moja. Gdybym da艂a mu wtedy t膮 ca艂膮 sytuacj臋 wyja艣ni膰, nie by艂oby ca艂ej spiny i byliby艣my ze sob膮. Zareagowa艂am zbyt gwa艂townie... - Jasne, nie wm贸wisz mi, 偶e nie widzia艂a艣 tego, co widzia艂a艣! - Olga, zluzuj, nie atakuj jej. - wtr膮ci艂a si臋 Marta. - Grzesiek nie umie k艂ama膰. - odpowiedzia艂a艣 stanowczo upijaj膮c kolejny 艂yk wina. - I co teraz? - zapyta艂y jednocze艣nie. - Zaczynam kolejny raz od nowa. - u艣miechn臋艂a艣 si臋 krzywo patrz膮c na dziewczyny. Wznios艂a艣 kieliszek, jak do toastu. Stukn臋艂y艣cie si臋 szk艂em i zabra艂y艣cie do jedzenia. Pomy艣la艂a艣, 偶e Gda艅sk ju偶 nigdy nie b臋dzie dla Ciebie taki sam. W listopadowe popo艂udnie stoisz przed hal膮 w Olsztynie mi臋tol膮c bilet w d艂oniach. Bilet na mecz siatk贸wki. Upiera艂a艣 si臋, 偶e da艂a艣 sobie z nim spok贸j, ale to by艂o silniejsze od Ciebie. Chcia艂a艣 go po prostu zobaczy膰, a najlepiej 偶eby on o tym nie wiedzia艂. Jedyn膮 opcj膮 by艂 wypad na mecz, a 偶e do Olsztyna masz blisko, postanowi艂a艣 to wykorzysta膰. Obserwowa艂a艣 go na rozgrzewce i u艣miecha艂a艣 si臋 pod nosem kiedy i on ca艂y czas szczerzy艂 si臋 do koleg贸w. Tw贸j u艣miech jednak znikn膮艂, kiedy na wolnym krze艣le obok Ciebie usiad艂 Bartek. Nabawi艂 si臋 jakiej艣 kontuzji i nie za艂apa艂 si臋 do meczowej dwunastki. A chcia艂a艣 zosta膰 niezauwa偶ona... Po wygranym przez gda艅sk膮 dru偶yn臋 meczu si艂膮 zaci膮gn膮艂 Ci臋 na d贸艂. - On mi nie wybaczy, jak mu powiem, 偶e tutaj by艂a艣 i do niego nie przysz艂a艣. - Bartu艣, z Ciebie to jest taki cholerny plotkarz... - westchn臋艂a艣 ci臋偶ko id膮c za Gawryszewskim wzd艂u偶 trybun. - Gregor, ogarnij si臋, kobiet臋 Ci prowadz臋! - mia艂a艣 ochot臋 zdzieli膰 go torebk膮 przez 艂eb. - Co Ty znowu odpierdalasz... - mrukn膮艂 siedz膮cy na boisku Grzegorz. Odwr贸ci艂 si臋 powoli i uni贸s艂 brwi ze zdziwienia, kiedy Ci臋 zobaczy艂. Na jego zarumienione policzki wkrad艂 si臋 szeroki u艣miech i szybko podni贸s艂 si臋 z parkietu. Otar艂 si臋 r臋cznikiem i podszed艂 do Ciebie. Nie odezwa艂 si臋 ani s艂owem, tylko sta艂 i patrzy艂. Mia艂a艣 wra偶enie, 偶e czas si臋 zatrzyma艂, a przed Tob膮 stoi ten Grzesiek, kt贸ry prawie dwa lata temu tak samo wygl膮da艂 po ka偶dym meczu w Gda艅sku. Chcia艂a艣 go przytuli膰, bo tak bardzo za nim t臋skni艂a艣, ale wiedzia艂a艣, 偶e nie mo偶esz tego zrobi膰. - Cze艣膰 Natka, mi艂o Ci臋 widzie膰! - wypali艂 mrugaj膮c weso艂o jednym okiem. Przygryz艂a艣 warg臋 czuj膮c te cholerne motyle w brzuchu. Nie powinna艣 nic do niego czu膰, a jednak... Co艣 pozosta艂o. - Cze艣膰, chcia艂am si臋 tylko przywita膰, bo zaraz musz臋 lecie膰 i... - urwa艂a艣 nerwowo uciekaj膮c wzrokiem. - Jasne, przecie偶 masz swoje sprawy. Fajnie, 偶e jednak przysz艂a艣 do mnie. - zbli偶y艂 si臋 odrobink臋, a Ty przyci膮gana jak magnesem zrobi艂a艣 to samo. Nie mog艂a艣 si臋 oprze膰. Patrzy艂a艣 mu w oczy w kt贸rych dostrzeg艂a艣 weso艂e iskierki. Ciekawe co on czu艂? Czy te偶 chocia偶 troch臋 za Tob膮 t臋skni艂? Czy te偶 jeszcze odrobin臋 Ci臋 kocha艂? Tak jak Ty jego... Pal licho, raz si臋 偶yje! Wspi臋艂a艣 si臋 na palce i szybko go poca艂owa艂a艣. Znowu zdziwiony uni贸s艂 brwi, by po chwili za艣mia膰 si臋 w g艂os. Skrzywi艂a艣 si臋 zakrywaj膮c twarz d艂o艅mi, bo poczu艂a艣 si臋 g艂upio. - A podobno ludzie, kt贸rzy ze sob膮 zerwali nie ca艂uj膮 si臋 na 艣rodku ulicy. - prychn膮艂 rozbawiony. - Jeste艣my na hali, nie na ulicy... - mrukn臋艂a艣 mi臋dzy palcami. - Chodzi艂o mi o miejsce publiczne. - chichotaj膮c rozsun膮艂 Twoje d艂onie. - Przepraszam, to by艂 z艂y pomys艂, 偶ebym tu przychodzi艂a, kiedy jeszcze co艣 do Ciebie czuj臋... Nie powinnam Ci臋 ca艂owa膰. - wypali艂a艣, zn贸w uciekaj膮c wzrokiem. Unieruchomi艂 Tw贸j podbr贸dek, a drug膮 d艂oni膮 dotkn膮艂 Twojego ramienia. - Nie przepraszaj za mi艂o艣膰. - Jeste艣 pewien? - zapyta艂a艣 stoj膮c obok swojego samochodu. - Jak nigdy przedtem. - odpowiedzia艂 stanowczo. - Ale... - Natalka, nie zadawaj zb臋dnych pyta艅. - po艂o偶y艂 d艂onie na Twoje ramiona - Tak, chc臋 Ci臋 z powrotem. Tak, poczekam a偶 wszystko tutaj poza艂atwiasz. I tak, z tym mieszkaniem to na powa偶nie. - Obiecuj臋, 偶e nigdy wi臋cej Ci nie uciekn臋 w takich g艂upich okoliczno艣ciach. - dotkn臋艂a艣 d艂oni膮 jego zaro艣ni臋tego policzka - W og贸le mi nie uciekniesz. te moje oneshoty s膮 taaaakie mia艂kie, 偶e o mamo. ale upar艂am si臋 na Grzesia, to musia艂am Grzesia sko艅czy膰. 锘縏ekst piosenki: Jak bardzo nam si臋 zmieni艂 艣wiat. Przyby艂o nam za wiele lat, Wspomnienia porwa艂 wiatr I cz艂owiek rad, nie rad, Po uszy ju偶 w kompleksy wpad艂. (Mam to samo.) Na g艂owie ju偶 i w艂os贸w mniej. Wieczorem wcze艣niej spa膰 si臋 chce I w ko艣ciach strzyka gdzie艣, I wzrok ju偶 te偶 nie ten, I wolniej w 偶y艂ach kr膮偶y krew. Dziewczyny, kt贸re mam na my艣li, Powychodzi艂y za m膮偶 ju偶. Jedynie my recydywi艣ci Trzymamy wci膮偶 samotny kurs. Cho膰, bywa, w sercu drgnie nam co艣 I czasem w oko wpadnie kto艣, Lecz przecie偶 to nie to, Co kiedy艣 - chata, szk艂o, I bez problem贸w jako艣 sz艂o. Dzi艣 na to ju偶 nie starczy si艂. Zbyt szybko si臋 urywa film. A potem nam si臋 艣ni Sza艂 zmys艂贸w, po偶ar krwi, Lecz w ko艅cu si臋 budzimy i... Dziewczyny, kt贸re mam na my艣li, Powychodzi艂y za m膮偶 ju偶. Jedynie my recydywi艣ci Trzymamy wci膮偶 samotny kurs. Ty! A mo偶e by tak jeszcze raz? Ju偶 na to chyba nie sta膰 nas. Nikt nam nie daje szans. S艂omiany ogie艅 zgas艂, To nie te lata, nie ten czas. Za ma艂o si艂, za du偶o s艂贸w. Przepraszam, lecz za siebie m贸w. Ty umiesz 艂ga膰 jak z nut. Bo mnie si臋 marzy cud. Daremne 偶ale, pr贸偶ny trud. (Ich to te偶 czeka! Ha ha ha!) Dodaj interpretacj臋 do tego tekstu 禄 Historia edycji tekstu

a mo偶e by tak jeszcze raz tekst